"Elon, dawaj te rakiety". Czyli jaką przyszłość technologii obiecuje Trump

Sebastian Luc-Lepianka
07 listopada 2024, 14:34 • 1 minuta czytania
Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu zatrząsł wszystkimi branżami. Podczas drugiej kadencji zapowiedział też sporo zmian w technologii. Przyjrzyjmy się, jakiej chce z przyszłości (z Elonem Muskiem u boku).
Elon Musk z dużym wpływem na politykę technologiczną Donalda Trumpa. Fot. Kai Trump/X/zrzut ekranu
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Podczas kampanii wyborczej Donald Trump był wyjątkowo zaangażowany w tematy technologiczne. Tak bardzo, że nawiązał bliską współpracę z Elonem Muskiem, który pojawił się nawet na rodzinnym zdjęciu Trumpów. Zdaniem miliardera, to zwycięstwo kandydata partii Republikanów ma gwarantować nam lądowanie na Marsie.


Co jeszcze w branży technologii chce zmienić Trump podczas swojej ostatni kadencji?

Sprawdźmy.

Z "oszustwa" do lidera na rynku kryptowalut

Sporo się zmieniło między kadencjami u prezydenta Trumpa. Jedną z podstawowych zmian, które wstrząsnęły rynkiem kryptowalut, jest ocieplenie się jego stosunku do bitcoina.

Wcześniej Trump nazywał kryptowaluty "oszustwem". Jak stwierdził w 2019 roku, ich wartość "oparta jest na powietrzu". Tymczasem już w czasie liczenia głosów w wyborach 2024 roku, bitcoin osiągnął rekordową wartość ponad 74,4 tys. dolarów.

Przez te kilka lat Donald Trump nie dość, że stworzył sobie obraz zwolennika tej technologii, to jeszcze zapowiedział, że rząd federalny nigdy nie sprzeda zapasów BTC. A w lipcu wystąpił w Nashville, na jednym z największych wydarzeń poświęconych kryptowalutom.

Padło tam sporo obietnic, jak na przykład utworzenie prezydenckiej rady doradczej ds. Bitcoinów i krypto oraz... zapewnienie, że kryptowaluty będą wydobywane przede wszystkim w USA. Trump chce teraz uczynić ze Stanów lidera w tej technologii.

Wśród jego obietnic znalazła się także jedna z pierwszych deklaracji na nową kadencję – pierwszego dnia urzędu zamierza zwolnić z administracji Joe Bidena Gary’ego Genslera, czyli osobę odpowiedzialną za wprowadzenie restrykcyjnej polityki wobec kryptowalut. Nowe regulacje w Stanach Zjednoczonych mają być dla kryptowalut przyjazne.

Republikański prezydent obiecał także, że złagodzi też wyrok Rossowi Ulbrichtowi, który odsiaduje dożywocie za utworzenie i prowadzenie Silk Road. Serwis umożliwiał użytkownikom potajemny zakup i sprzedaż narkotyków oraz innych nielegalnych produktów za pośrednictwem bitcoina.

TikTok już nie jest zły

Drugim skrętem o 180 stopni jest podejście amerykańskiego prezydenta do chińskiej platformy TikTok. Przypomnijmy, że rząd Joe Bidena w środę 13 marca przegłosował zdecydowaną większością projekt ustawy ws. działalności TikToka w USA. Postawiono w nim ultimatum: właściciel aplikacji, firma ByteDance ma sprzedać część akcji amerykańskiemu podmiotowi albo zaprzestać działalności w Stanach.

Wydawałoby się, że taka decyzja powinna ucieszyć Trumpa, bo pomysł zakazu TikToka w kontekście zagrożenia dla bezpieczeństwa pojawił się jeszcze za jego pierwszej kadencji.

Tymczasem…

– Bez TikToka Facebooka będzie większy. A Facebooka uważam za wroga narodu. Tak jak wiele innych mediów. Facebook jest bardzo zły dla naszego kraju, w szczególności w kontekście wyborów – powiedział Trump w wywiadzie dla CNBC.

47 prezydent USA nie uzasadnił, dlaczego nagle zmienił kurs swojej retoryki – oprócz tego, że miliony młodzieży zaleje się łzami jeśli TikToka zabraknie. Nie jest to jedyny krok, jaki zrobił ku pokoleniu Z. Wystąpił też ze streamerem Adinem Rossem na platformie Kick (część nagrania odbyła się w podarowanym prezydentowi Cybertrucku Tesli).

Wedle "Washington Post" taka zmiana stanowiska mogła być podyktowana hojnymi dotacjami dla Partii Republikańskiej od Jeffa Yassema. Miliarder posiada 15 proc. akcji ByteDance, a do lobbingu na rzecz TikToka zaangażował Kellyanne Conway, byłą rzeczniczkę Donalda Trumpa.

Z wroga przyjaciel, a z przyjaciela wróg? Nie warto zapominać, że to Facebook zapewnił Trumpowi wygraną w 2017 roku. W 2024 roku zasługi za to należą się Elonowi Muskowi i X.

Musk "adoptowanym Trumpem" oraz rakiety na Marsa

Zdjęcie wykorzystane jako ilustracja artykułu, zostało wrzucone przez Kai Trump na X dnia 6 listopada. Komentarze użytkowników są wymowne.

"Elon jest teraz honorowym członkiem rodziny Trumpów?" "Kocham jak adoptowaliście Elona i małego X" "Elon jest teraz częścią rodziny!"posty pod wpisem Kai Trump na X

Miliarder oprócz hojnych dotacji na kampanię (według doniesień medialnych aż 75 mln dolarów), jeszcze hojniej rozsiewał dezinformacje. Obsmarowywał opozycję pod pretekstem obrony amerykańskich wartości i zwalczania "wirusa woke", jak określa poglądy lewicowe. Pomógł też, nie robiąc nic z sieciowymi trollami (w tym z rosyjskimi), które w czasie kampanii i po wygranej Trumpa rosną jak pączki w maśle na X.

Co w zamian? Najwyraźniej Mars.

Wedle słów właściciela firmy SpaceX, tylko Donald Trump może zagwarantować "ludzkości" lądowanie na Czerwonej Planecie, ponieważ administracja Harris miałaby zadusić prywatyzację kosmosu regulacjami. Nazywał ją"reżimem" i wróżył, że doprowadzi do zagłady ludzkości.

Na wiecu w Wilmington Donald Trump potwierdził, że chciałby, aby człowiek postawił stopę na Marsie jeszcze przed końcem jego kadencji.

– Elon, dawaj te rakiety, bo chcemy dostać się na Marsa jeszcze przed końcem mojej kadencji – powiedział na jednym z wieców.

Można pokusić się o złośliwe stwierdzenie, że Mars stanie się "Pomarańczową Planetą". Za to jeśli NASA nie zmieni swoich planów, to faktycznie za urzędowania Trumpa, człowiek postawi stopę na Księżycu.

Za to Stany Zjednoczone mogą stać się nieco mniej zielone. Co stoi w sprzeczności z oficjalnymi komunikatami Tesli, czyli innej kluczowej firmy w imperium Muska.

Wielkie "nie" dla elektrycznych pojazdów

Podczas gdy na październikowym wydarzeniu Elon Musk malował ekościemę przyszłości elektrycznymi pojazdami Tesli, Donald Trump gorąco wypowiada się o swojej niechęci o odejściu od diesla.

– Oni [Demokraci, dop. redakcja] chcą elektrycznych czołgów (...) ciągnących baterie jak wagon. One nie działają dobrze. Chcą, abyśmy byli przyjaźni środowisku, gdy nasze czołgi przedzierają się przez wrogie terytoria. Ci ludzie są szaleni. Chcą też elektrycznych ciężarówek (...) a bateria waży tyle, że zabiera połowę ładunku – mówił na wrześniowym spotkaniu w Północnej Karolinie Donald Trump.

Przy okazji, amerykańska armia która wdraża elektryczne pojazdy, jeszcze od czasów pierwszej kadencji Donalda Trumpa, nie ma w planach żadnych elektrycznych czołgów ciągnących za sobą wielkie baterie, jak to opisał prezydent. Amerykańskie media wskazują, że taki poglad może opierać na planach armii, by do zadań nie związanych z działaniami taktycznymi wykorzystywano wyłącznie elektryczne pojazdy do 2050 roku.

Co za to jest? Na przykład samobieżny moduł Plasan North America, czyli generator energii na kołach, służący do doładowania militarnych pojazdów elektrycznych porzuconych w polu. Zdalnie sterowany i możliwy do podłączenia do innego pojazdu i tak, wtedy wygląda jak wagonik.

Prezydent Joe Biden postawił na samochody elektryczne jako jeden z kluczowych sposobów na sprostanie kryzysowi klimatycznemu. Wiązała się z tym inwestycja w nową infrastrukturę do ładowania pojazdów czy ulgi podatkowe dla kupujących. Pojawiło się też wsparcie finansowe dla inwestycji w modernizacje fabryk i otwieranie nowych zakładów dla producentów elektryków.

Donald Trump jest zwolennikiem utrzymania się przy paliwach kopalnianych. Zamierza też nałożyć wysokie cła na Chiny, światowego lidera na rynku elektromobilności. Zapowiedział również, że w pierwszym dniu urzędowania zniesie rozporządzenie Agencji Ochrony Środowiska dotyczące ograniczenia emisji gazów cieplarnianych przez pojazdy sprzedawane na terenie Stanów Zjednoczonych.

Te działania mają, w jego słowach, uratować "przemysł samochodowy przed całkowitym unicestwieniem".

Jak to wpłynie na Teslę, która m.in. ma w planach elektryczne ciężarówki dostawcze, których obecny prezydent USA tak nie lubi? Zapewne będzie to wyjątek od reguły. Jej akcje wystrzeliły już po pierwszym liczeniu głosów.

Czy Trump zakaże gier komputerowych?

Przekonania Donalda Trumpa do wielu spraw budzą... wątpliwości. W tej kampanii nie popisał się, dając wiarę doniesieniom o tym, jak imigranci jedzą zwierzęta, co "zobaczył w TV". Nie przeszkodziło mu to w osiągnięciu zwycięstwa, ale jego podejście pełne emocji sprawia, że niektórzy zastanawiają się, jak potraktuje gry wideo.

Chodzi o deklarację z 2019 roku, gdy Republikanin wspominał możliwym zakazie gier komputerowych. Film przypominający o tym stały wiralem na social mediach podczas tegorocznej kampanii wyborczej.

Zostały one jednak wyjęte z kontekstu – wtedy prezydent odnosił się do serii tragicznych strzelanin, m.in. w El Paso, wskazując nienawiść i brutalne gry jako źródła. Podczas kampanii wyborczej na drugą kadencję nie wspominał nic o zakazach.

Trump i duże korporacje

Nie należy się spodziewać, że nowy prezydent USA opodatkuje duże korporacje. Jednocześnie deklarował, że nie pozwoli, aby Unia Europejska wykorzystywała amerykańskie firmy. Ta deklaracja odnosi się do jego rozmowy z dyrektorem generalnym Apple, Timem Cookiem, o surowych karach nakładanych przez UE.

Kampanię wyborczą Donalda Trupa wspierali również inni miliarderzy z sektora technologicznego. Jeśli nie wprost, to pośrednio jak Jeff Bezos, przez milczenie.

Należący do niego "The Washington Post" ogłosił, że pierwszy raz w kilkidziesięciu lat nie poprze nikogo w wyścigu prezydenckim (stało się to już po tym, jak zespół redakcyjny napisał tekst poparcia dla Kamali Harris). Jednym z haseł gazety jest: "demokracja umiera w ciemności".

Mniejsze podatki i odstąpienie od ciążących na korporacjach regulacji przyciągają firmy do Donalda Trumpa. 47 prezydent nie jest jednak przyjazny wszystkim Big Techom.

– Któregoś dnia zadzwoniłem do szefa Google i powiedziałem: Dostaję ostatnio wiele dobrych historii, ale nie znajdziesz ich w Google (...) Myślę, że to wszystko jest ustawione. Myślę, że Google jest sfałszowane, tak jak nasz rząd jest sfałszowany w każdym miejscu – powiedział w wywiadzie z Micklethwaithem, zapowiadając, że w razie wygranej "zrobi coś z Google".

Jak donoszą zachodnie media, część spraw antymonopolowych przeciw Big Tech wystartowała za czasów pierwszej kadencji Donalda Trumpa i była kontynuowana przez administrację Bidena. Jego przyszły wiceprezydent, JD Vance, również był zwolennikiem walki z monopolem korporacji technologicznych.

Joe Biden i lewicowe AI

Rozwój sztucznej inteligencji nie umknął uwadze Donalda Trumpa. Ani to, jak podeszła do niej administracja Joe Bidena, której działania określił per "lewicowe".

Podobnie jak przy elektrycznych samochodach, zniesie dotychczasowe ustalenia i otworzy amerykańskie drzwi na oścież dla rozwoju AI.

– Zniesiemy niebezpieczny dekret prezydencki Joe Bidena, który ogranicza innowacje AI i wymusza radykalne lewicowe idee rozwoju tej technologii. W to miejsce Republikanie będą wspierać rozwój AI zakorzenionej głęboko w wolności słowa i rozkwicie ludzkości – powiedział w czasie kampanii wyborczej.

A co w ogóle ustalił Joe Biden? Chodzi o dwie rzeczy, jak wskazuje w analizie serwis Wired. "Ograniczenie" to dekret wymuszający na firmach rozwijających duże modele AI przekazywanie rządowi federalnemu do oceny rezultatów testów bezpieczeństwa.

Drugi, czyli "radykalne lewicowe idee" dotyczy obowiązku, aby Narodowy Instytut Standardów i Technologii pomagał w stworzeniu AI bez uprzedzeń do koloru skóry czy płci.

Ponownie retoryka Donalda Trumpa pokrywa się tutaj z poglądami Elona Muska, którego Grok (swoją drogą, wedle użytkowników to AI wolałoby głosować na Kamalę Harris) ma być właśnie tworzony wedle tych zasad. Miliarder nazwał ChatGPT "woke" i krytykował, że duże modele językowe ulegają "lewackiej propagandzie".

Czytaj także: https://innpoland.pl/209363,lewicowa-sztuczna-inteligencja-jak-trump-upolitycznil-technologie