Kobietom w pracy brakuje nie tylko pieniędzy i podpasek. Krzywdzą je seksistowskie pytania np. o ulubiony kolor bielizny. I to wcale nie "dawanie w szyje" a system i stereotypy sprawiają, że nie garną się do zakładania rodzin. – W idealnym środowisku pracy kwestia płci nie powinna w ogóle być tematem – przekonuje jedna z bohaterek, którym oddaliśmy głos w Dniu Kobiet.
Reklama.
Reklama.
8 marca obchodzimy Międzynarodowy Dzień Kobiet. Z tej okazji redakcja INNPoland.pl zadała bohaterkom jedno pytanie: czego, jako kobiecie, brakuje ci w twoim miejscu pracy?
Okazuje się, że doskwiera im wiele kwestii, które wymagają zdecydowanej reakcji zarówno ze strony bezpośrednich przełożonych, jak i wszechwładnego państwa.
15 kobiet, 15 opinii. Oddajmy głos przedstawicielkom płci pięknej w różnym wieku, zatrudnionym w różnych branżach.
"Jaki kolor bielizny lubisz?" Czas skończyć z seksistowskimi tekstami
– W idealnym środowisku pracy kwestia płci nie powinna w ogóle być tematem. Chciałabym, żeby wszystkie łazienki były koedukacyjne, bo tylko do damskich są kolejki, mężczyźni mają dodatkowo pisuary, więc mają więcej miejsca. Poza tym uważam, że w kontakcie z klientem zewnętrznym płeć nie powinna być jawna, bo seksistowskie komentarze są na porządku dziennym. W poprzedniej pracy jeden z klientów zapytał mnie, jaki kolor bielizny lubię. Irytuje mnie też podkreślanie na każdym kroku udziału kobiet w kadrze zarządczej czy strukturach zespołu, jakby to była jakaś wielka zasługa dla kobiety, że udało się jej zająć pozycję, która naturalnie należy się mężczyźnie – wskazuje Klara (26 l.) analityczka zatrudniona w firmie z branży piwnej.
– Brakuje szkoleń i egzekwowania wiedzy z tych szkoleń z zakresuinkluzywności, zwalczania seksizmu. Uczestniczyłam w takich webinarach, ale po pierwsze nikt nie traktuje tego poważnie, a po drugie na co dzień nikt nie reaguje, gdy ktoś narusza standardy np. seksistowskim tekstem – ocenia Monika (27 l.), prawniczka w kancelarii.
A te seksistowskie zagrywki sprawiają, że nie każda kobieta czuje się komfortowo. – Brakuje mi miejsca na przebranie i poczucia bezpieczeństwa, gdy sama zamykam bar – wskazuje barmanka Paulina (23 l.).
Czasami nawet strój służbowy może powodować uczucie skrępowania.– Brakuje mi nieprześwitujących jednorazowych strojów chirurgicznych. Denerwują mnie też nieodmieniane końcówki – w medycynie zawsze będziesz ginekologiem czy chirurgiem, słowo "chirurżka" nawet nie istnieje – przyznaje początkująca lekarka Natalia (26 l.).
Niektóre pracowniczki mają wrażenie, że mimo upływu wielu lat ich rola w pracy sprowadza się do "przynieść, podaj, pozamiataj". - Brakuje mi poczucia szacunku w pracy. Mężczyźni traktują nas jak zwykłe sekretarki od podawania kawy - przyznaje Julia (25 l.) zatrudniona w dziale administracji w firmie z branży deweloperskiej.
Wolne z powodu okresu nowym standardem XXI wieku?
Zdecydowana większość naszych bohaterek uskarża się na brak rozwiązań z myślą o ich komforcie, zwłaszcza w trakcie owianej tabu menstruacji, kiedy żadna z nas nie przypomina heroski z Olimpu. A pracować trzeba.
– Gdybym miała określić, czego mi brakuje, to przychodzi mi na myśl niezbyt korzystne ulokowanie toalet – kobieca jest dokładnie naprzeciwko męskiej, co nie zawsze jest komfortowe, szczególnie jak mijam się z kolegą w drodze do łazienki. Fajnie, gdyby tez były dostępne podstawowe leki jak Apap, Nospa czy krople żołądkowe np. na recepcji. W idealnym świecie kobiety powinny mieć możliwość dnia wolnego podczas okresu albo chociaż możliwość pracy zdalnej. Nie jest to prosta do uregulowania sprawa, mogłoby się to wiązać z nadużyciami, nie wszystkie kobiety mają przecież bolesne i nieprzyjemne okresy. Jednak taka inicjatywa byłaby strzałem w dziesiątkę – zaznacza Agnieszka (29 l.) z działu HR w dużej międzynarodowej firmie.
– Najbardziej brakuje mi dnia wolnego, gdy dopadają nas "kobiece dni" Co miesiąc faszeruję sięlekami, żeby wytrzymać w pracy – przyznaje Magdalena (26 l.) z branży budowlanej.
– Fajnie byłoby mieć możliwość wzięcia wolnego czy home office na dni okresu, jeśli mocno się go przeżywa, ale to już bardziej strukturalny problem. Brakuje też zapasowych rzeczy damskich. W łazience mamy tylko trochę podpasek, a przydałoby się miejsce z większą ilością rzeczy awaryjnych – dodaje Zuzanna (30 l.), prawniczka w firmie telekomunikacyjnej.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Life is brutal. To nie zachęca do macierzyństwa
Niektóre bohaterki uskarżają się także na brak odpowiednich rozwiązań z myślą o kobietach w ciąży. System jest tak skonstruowany, że nawet choćby chciały, to nie zawsze mogą pracować.
– Kilka koleżanek mówiło mi, że chciałoby w ciąży pracować niemalże do końca (to lepsze dla psychiki niż siedzenie całkowicie w domu), ale na zmniejszonym etacie, dwa lub trzy razy w tygodniu zamiast pięciu – przekonuje prawniczka Monika (27 l.).
Wyświechtane work–life balance w rzeczywistości przypomina jednak work–life rollercoaster. – Problemem jest też to, że nawet gdy prawo przewiduje pewne konstrukcje ułatwiające pogodzenie macierzyństwa z pracą, np. możliwość zmniejszonego etatu po urodzeniu dziecka, to jednak w praktyce jest to albo trudne do wdrożenia, albo powoduje wykluczenie takiej kobiety, np. z dobrych projektów – dodaje nasza bohaterka.
A stromych spadków i gwałtownych zakrętów jest więcej po urodzeniu dziecka. – W biurze brakuje pomieszczenia, w którym kobieta, wracająca do pracy po urodzeniu dziecka, mogłaby odciągnąć mleko. Musi to robić albo w łazience (co nie jest higieniczne) albo w pokoju, z którego wyprasza wtedy współlokatora czy współlokatorkę. Nie tworzy to środowiska, które zachęcałoby kobiety do macierzyństwa – przekonuje prawniczka.
Wraz z biegiem czasu problemy pracujących mam wcale nie znikają. Przybierają tylko inny charakter. – Brakuje mi elastyczności w podejściu przełożonych do czasu pracy. Chciałabym, aby była możliwość regulowania godzin rozpoczęcia i zakończenia pracy, aby móc to dostosować do sytuacji życiowych związanych np. z dzieckiem – wskazuje Dorota (40 l.) zatrudniona w firmie z branży energetyki cieplnej.
Krzywdzące stereotypy i słabe umowy
Są też pracowniczki, które na razie drżą na myśl o dzieciach. I to właśnie z powodów zawodowych. – Najbardziej denerwuje mnie umowa śmieciowa, która nie zapewnia mi żadnego ubezpieczenia, a już na pewno nie pomaga w przypadku ewentualnej ciąży. Poza tym bardziej "doświadczone" kobiety pracujące w mojej firmie często traktują młodsze koleżanki z góry, co prowadzi do napiętych sytuacji – podkreśla Patrycja (26 l.), instruktorka tańca.
Umowy są także powodem chaosu w edukacji. – Mimo że koleżanki z pracy wyznają te same wartości co ja i mają podobne poglądy, to czasami czuję, że brakuje mi wsparcia i zrozumienia w pracy. W XXI w. wciąż słychać głosy "zatrudnimy ją i zaraz zajdzie w ciążę". Jest stereotyp anglistki, która pracuje tylko rok, bo zaraz zachodzi w ciążę. Edukacja to branża zdominowana przez kobiety, więc dziwi mnie to, że ciąża jest nadal elementem wykluczającym z zawodu. Wiele nauczycielek języków obcych bierze kawałeczek etatu, żeby mieć ubezpieczenie i móc planować założenie rodziny. Pracują przede wszystkim w szkołach prywatnych czy udzielają korepetycji. Każdy to wie, ale nikt z tym nic nie robi – wskazuje Weronika (28 l.), lektorka języka angielskiego.
Stereotypy dotyczące nauczycielek uderzają także w starsze przedstawicielki tej branży. – Od wielu lat pracuję w publicznej oświacie z młodszymi dziećmi, więc pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to oczywiście finanse. Szczególnie w ostatnich latach, gdy nauczycielska pensja straciła drastycznie na wartości. Z tym nierozerwalnie wiąże się obniżenie statusu zawodu nauczyciela. W tym mocno sfeminizowanym środowisku mamy stereotyp kobiety zarabiającej dużo mniej od mężczyzny, a to pogłębia poczucie niesprawiedliwości społecznej i obniża nasze poczucie wartości. Pomijając ten aspekt, to brakuje mi w pracy kontaktu z dorosłymi i miejsca do wyciszenia – po kilku godzinach pracy z dziećmi, naprawdę każdy potrzebuje chwili oddechu i rozmowy na dorosłe tematy – przyznaje Monika (49 l.), zatrudniona w przedszkolu.
I choć kobiety to stereotypowe gaduły, to w kontekście zawodowym myli się ten, kto przypisuje nam błahe pobudki. – W moim zespole są też młodsze kobiety. Brakuje mi możliwości poznania ich poza miejscem pracy. Z chęcią wzięłabym udział w spotkaniu integracyjnym poza biurem, aby wymienić się doświadczeniami i dłużej porozmawiać z nimi o czymś innym niż o kolejnym projekcie – przekonuje Joanna (50 l.) z branży energetyki cieplnej.
Mężczyźni tylko do zadań specjalnych? To im ma być dobrze
Przez wieki utarło się, że kobiety pełnią funkcję opiekunek – czy to dzieci, czy osób chorych. Jednak często wykonują zadania przekraczające ich możliwości fizyczne. – U mnie na oddziale pielęgniarkamisą wyłącznie kobiety. Jest im ciężko przekładać i podnosić pacjentów – wskazuje Anna (26 l.), początkująca lekarka.
I choć czwarta fala feminizmu trwa w najlepsze, to kobiety nie boją się wprost mówić, że daleko im do siłaczki Żeromskiego i potrzebują mężczyzn. – Powinno być więcej pielęgniarzy – dodaje.
Na antypodach dryfuje kwestia parytetu płci na najwyższych posadach. Z danych Eurostatu z 2019 r. wynika, że kobiety zajmowały 47 proc. stanowisk menadżerskich (co dało nam drugie (!) miejsce w Europie). Jednak w zarządach i radach nadzorczych największych spółek notowanych na giełdzie kobiety stanowią już tylko 13 proc. (a średnia unijna to 17 proc.). – Osobiście też wolałabym, by był większy parytet damsko–męski na najwyższych stanowiskach – przyznaje prawniczka Zuzanna (30 l.).
Tymczasem nawet przyziemne kwestie dowodzą, że niektóre miejsca pracy są bardziej przystosowane do mężczyzn. – U mnie w biurze jest zimno. Jest jakaś różnica w temperaturze ciała między mężczyznami a kobietami, a temperatura w biurze zawsze jest ustawiana pod mężczyzn. Mam wrażenie, że doskwiera to tylko kobietom, bo jak rozmawiam z koleżankami, to też twierdzą, że jest im za zimno – przekonuje Olga (27 l.) z branży IT.
Zrealizowanie tych wszystkich potrzeb może wydawać się utopijne, ale na razie jesteśmy lata świetlne od spełnienia choćby kilku z nich. Jednak skoro udało się nam zamienić "kobietę przy garach" w "kobietę pracującą", to czemu nie przebić kolejnego szklanego sufitu?