Wymyślił, że będzie przynosił korpoludkom książki. "Znikają w 5 minut. Ludzie się na nie rzucają"
Zamiast sztampowego karnetu na siłownię czy kolejnej miski owoców, pracownicy w ramach benefitu pracowniczego dostają... książki. Ale nie branżowe - w końcu po skończonej pracy perspektywa dodatkowego zgłębiania tajników swojego zawodu na kartach nudnego tomiszcza nie dla wszystkich brzmi zachęcająco. Dostarczana korpoludkom przez Michała Michalskiego i jego nowatorską Biblioteczka.net literatura jest zwykle rozrywkowa - tak, aby po wyjściu z korpo, pracownicy mogli odprężyć się przy dobrej książce, a po skończeniu lektury podzielić wrażeniami przy kawie w firmowej kuchni. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę - wbrew badaniom, Polacy okazali się wyjątkowo gorliwymi czytelnikami.
Polacy nie czytają książek. Znaczy się - niby coś tam czytają, lecz poziom czytelnictwa w naszym kraju jest wyjątkowo niski. W ubiegłym roku ponad 60 procent rodaków nie przeczytało ani jednej książki, jak wynika z corocznych badań Biblioteki Narodowej. Wskaźnik czytelnictwa wśród krajan od lat pozostaje na tym samym poziomie - znikomym.
W drastycznie trudnych dla czytelnictwa czasach, oparcie biznesu na czytaniu książek wydaje się nadzwyczaj ryzykownym przedsięwzięciem. Nie mówiąc już o zupełnej nowości w branży, czyli abonamencie książkowym dla firm, którego pomysłodawcą jest Michał Michalski, właściciel internetowej księgarni ArtRage.pl. A jednak - nietypowy pomysł przyjął się znakomicie, zaś entuzjazm, z jakim się spotkał, zadziwił nawet autora koncepcji.
Biblioteczka.net, bo tak nazywa się przedsięwzięcie Michalskiego, to comiesięczne dostarczanie firmom pakietu przeróżnych książek - od fantastyki i kryminałów, po literaturę branżową czy ambitne reportaże. W zależności od potrzeb firmy cena za abonament zaczyna się od 170 zł miesięcznie.
– Niby Polacy za bardzo nie czytają, ale patrząc, jak reagują, gdy dostarczam pakiety do firm, nie chce mi się w to wierzyć. Ludzie dosłownie rzucają się na książki, a wszystkie pozycje znikają w pięć minut – przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl Michał Michalski.
Przynoszone co miesiąc książki rozchodzą się jak ciepłe bułeczki•materiały własne Michała Michalskiego
Praca prawdziwego księgarza
Książek nie starcza dla wszystkich pracowników, lecz to zamierzone działanie. – Nie chcemy, żeby ludzie mieli zawroty głowy od niezliczonej liczby tytułów. Jeśli jednak książek brakuje, to wtedy duplikujemy pakiet, żeby ludzie się nie pozabijali – tłumaczy pomysłodawca.
Śmieje się, że razem ze współpracownikami wykonują pracę prawdziwych księgarzy, ponieważ starają się dostosować pakiety książek pod wyśrubowane gusta klientów. – W jednej firmie dziewczyny wyjątkowo przepadają za reportażami, w innej pracownicy są nastawieni na kryminały. Staramy się dostosować ten pakiet tak, aby każdy znalazł coś dla siebie. Jednocześnie nie dajemy się zastraszyć i nie dostarczamy wyłącznie reportaży czy kryminałów. W ten sposób odcięlibyśmy pracowników, do których taka literatura nie trafia, a przecież nie o to chodzi – przekonuje.
Jak wyjaśnia, cały pomysł ma lekko idealistyczną intencję - aby przekabacić do czytania także tych, którzy nie identyfikują się jako czytelnicy. Dlatego w pakietach, oprócz standardowych pozycji, takich jak powieści, kryminały czy książki popularnonaukowe, znajdzie się również chociażby biografia znanego piłkarza - a nuż ktoś w firmie jest jego fanem i, choć na co dzień nie czyta, tym razem po książkę sięgnie.
– Nie chcemy niczego narzucać ani wjeżdżać z chamskim dydaktyzmem, tylko zainteresować czytaniem książek – wyjaśnia Michalski. – Jeden z naszych klientów, łódzki producent, który zamówił Biblioteczkę do biura, zastanawia się, czy nie zrobić tego samego również w hali produkcyjnej. Boi się jednak, czy wśród pracowników fabryki będzie zainteresowanie. Moja w tym głowa, żeby tak dopasować tytuły, aby ich zaciekawić – zdradza.
Praca po pracy? Wolę poczytać
Jak zauważa, pracodawcy najchętniej widzieliby swoich pracowników z nosami w literaturze branżowej lub przynajmniej takiej z dziedziny rozwoju osobistego. – Pytają, dlaczego podwładni mają dostawać książki rozrywkowe, skoro mogliby nauczyć się czegoś pożytecznego. Jednak my Biblioteczkę sprzedajemy jako benefit pracowniczy, a nie pracę domową – mówi Michał.
– Firmy chcą mieć wymierną korzyść z naszej usługi. A właśnie taką korzyść przynosi już samo czytanie dla przyjemności - człowiek uczy się nowych słów i wyrażeń, ćwiczy komunikację i empatię, dowiaduje się czegoś o świecie z książki popularnonaukowej czy historycznej. Zawsze staramy się przekonać klientów, że literatura rozrywkowa będzie lepsza niż branżowa, po którą niekoniecznie pracownicy sięgną. W końcu nie samą pracą żyje człowiek – kwituje księgarz.
Świeżutka dostawa książek od Biblioteczka.net.•materiały własne Michała Michalskiego
Po skonsumowaniu książki pracownicy mogą się nią wymienić. Część firm organizuje przestrzeń, w której przeczytane pozycje czekają na następnego czytelnika; u niektórych wiszą tablice z informacją, kto jaką książkę wziął, zaś osoba zainteresowana konkretnym tytułem może się odezwać do obecnego czytającego i zaklepać sobie kolejkę. Jak zauważa Michał, pozytywnie wpływa to na integrację między pracownikami.
Aby sprawdzić, czy Biblioteczka.net przyjęła się w firmie, potrzeba czasu. Książka nie jest tak błyskawicznym medium, jak serial czy muzyka i nie można przetrawić jej w kilka godzin. Z tego powodu Michał zachęca klientów do 3-miesięcznego okresu próbnego swojej usługi. Po tym czasie wyciągane są wnioski, a na pytania w stylu: jak duże było zainteresowanie książkami, które tytuły czytały się najlepiej lub czy nie było żadnych błędów w logistyce, pojawiają się odpowiedzi.
– Jeden z klientów skarżył się, że nie było zainteresowania usługą. Ale gdy spytałem, gdzie leżą książki, odpowiedział, że… w piwnicy. Choć firma miała tam salę konferencyjną, to poza spotkaniami nikt do piwnicy nie zaglądał. Wystarczyło zmienić lokalizację tytułów na regał przy wieszakach blisko wejścia i książki natychmiast zaczęły znikać – wspomina autor projektu.
Braki w komunikacji
Skąd w głowie Michała pojawił się pomysł, by przynosić korpoludkom książki i na tym zarabiać? Jak przyznaje, bodźce były dwa. Pierwszy wynikał ze stricte budżetowego punktu widzenia, drugi z niezaprzeczalnych kłopotów w kontaktach międzyludzkich wśród pracowników korporacji.
– Moja księgarnia organizuje czasowe i nieregularne akcje sprzedaży książek. Podczas takiej jednej akcji możemy zarobić dwa tysiące, podczas innej pięć. To niestety nie sprzyja stabilności finansowej, a ja szukałem tej ekonomicznej regularności – opowiada.
Aby usprawnić system wymiany książek między pracownikami, niektóre firmy tworzą kreatywne tablice wymiankowe•materiały własne Michała Michalskiego
Jednocześnie, pracując przez lata w korporacjach, nieustannie natrafiał na trudności w komunikacji. – To jest kompletny absurd, żeby Polak z Polakiem nie mógł się po polsku dogadać. Ludzie wysyłają tony niepotrzebnych maili, chodzą na masę bezsensowych spotkań i używają słów, których znaczenia nie rozumieją. Komunikacja w firmach urasta do rangi rzeczywistego problemu – tłumaczy Michalski.
Z tych myśli zrodziła się Biblioteczka.net. Nie dość, że czytanie książek poprawia umiejętność komunikacji, to dodatkowo jest atrakcyjnym benefitem pracowniczym w czasach walki o zawodowe talenty. Oryginalny pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę.
– Zainteresowanie wzrasta na naszych oczach, codziennie mam zapytania o usługę. Choć z Biblioteczką ruszyliśmy dopiero w czerwcu, już dobijamy do dwudziestki klientów, a sporo umów abonamentowych wciąż jest przetwarzanych. Najlepsze jest to, że nowi klienci trafiają do nas przede wszystkim pocztą pantoflową, dzięki czemu prawie nie prowadzimy działań marketingowych, oprócz newslettera w księgarni i kampanii na LinkedInie. To najlepszy dowód na to, że pomysł się spodobał, a dla czytelnictwa w Polsce wciąż jest nadzieja – śmieje się księgarz.