Ewangeliści roślinnych kotletów. To im zawdzięczamy wszystkie Beyond Burgery w Polsce

Natalia Gorzelnik
Przez “ręce” Stana i Andrzeja przeszedł każdy Beyond Burger w Polsce. To dwójka przyjaciół, którzy w 2019 r. wprowadzili na polski rynek roślinne zamienniki mięsa światowych marek. Do dziś są wyłącznym dystrybutorem produktów Beyond Meat i Linda McCartney's. Polski startup zapowiada dalszy rozwój m.in sprzedaż detaliczną, sklep internetowy i roślinne nowości.
Zaczęło się od przyjaźni. Skończyło na wege-rewolucji w Polsce. Źródło: Foods Brothers
Foods Brothers - co oznacza ta nazwa? Rzeczywiście jesteście braćmi?

Stan McGowan: Jesteśmy “braćmi po jedzeniu”. Andrzej jest pasjonatem jedzenia, ukończył m.in. Akademię Kurta Schellera i wspaniale gotuje, a ja lubię jeść (śmiech). Gotować zresztą też lubię.

W jaki sposób rozpoczęła się wasza przyjaźń?


Andrzej Kołosowski: Od połączenia Guinessa i Tequili (śmiech).

SM: Pamiętam ten koktajl! (śmiech).

AK: Mamy paru wspólnych znajomych. Poznaliśmy się przez nich, podczas jednego ze spotkań. Polubiliśmy się od razu i lubimy tak dalej już ponad 20 lat. Jesteśmy przyjaciółmi, współzałożycielami spółki, a do tego również ojcami chrzestnymi dla naszych dzieci.

SM: To ostatnie ma też swoje głębokie, biznesowe uzasadnienie. Dzielenie profitów z firmy nie jest aż tak bolesne (śmiech).

A skąd pomysł na założenie firmy?

AK: Wcześniej pracowałem w korporacji, która bardzo mnie zmęczyła. Przeszedłem przez wszystkie możliwe szczeble i w 2018 roku stwierdziłem, że potrzebuję radykalnej zmiany. Całe życie marzyłem o swojej własnej restauracji. Ale miałem świadomość, że to ciężki biznes. Dlatego postanowiłem zająć się dystrybucją.

Pierwotnie to miało być mięso premium. To jest związane z moim własnym podejściem do żywności. Kiedy jestem na zakupach to zwracam uwagę na etykiety, czytam składy. Kiełbasy na przykład, nigdy nie kupuję w sklepach. Wyłącznie w agroturystykach. Albo robię sam.

Postanowiłem, że chcę rozwinąć w Polsce segment premium-meat. Ale jak zacząłem to wszystko liczyć i sprawdzać konkurencję, to okazało się, że nie jest to najlepszy pomysł.

Więc przeskoczyłeś na mięso roślinne?

SM: W tym maczałem palce ja. Na co dzień mieszkam w Irlandii i jestem wegetarianinem. Często bywam w Polsce i kiedyś zawsze musiałem przywozić ze sobą roślinne zamienniki mięsa, bo tutaj czegoś takiego jeszcze nie było. Zwłaszcza, że zależało mi zarówno na smaku, jak i dobrym składzie.

Wegetariańskie specjały miałem zatem zawsze ze sobą i chętnie się nimi dzieliłem. W ten sposób udowodniłem mięsożernemu Andrzejowi, że roślinne zamienniki mięsa mogą smakować również tym, którzy nie wyobrażają sobie życia na diecie roślinnej.

Potem zdecydowaliśmy, że będziemy te produkty do Polski importować. Chodziło nam o topowe, światowe marki - takie jak Beyond Meat czy Linda McCartney’s.
Beyond Burger.
A czy dla ciebie, Andrzeju, zadeklarowanego mięsożercy - nie było to jakąś formą profanacji? Że zamiast wymarzonej, wiejskiej kiełbaski będziesz sprzedawał roślinne kotlety?

AK: Absolutnie nie. Kiedy po raz pierwszy spróbowałem produktów przywiezionych przez Stana, byłem zszokowany. One są naprawdę smaczne. Moja rodzina do dziś nie wie co im podaję, gdy przygotowuję na obiad burgery albo chili.

Zachowanie tajemnicy jest szczególnie ważne w przypadku mojej żony, która bardzo kręci nosem na wege-jedzenie. Więc to, czy mięso było roślinne, zdradzam dopiero na koniec. Bez tego różnica jest właściwie nie do wychwycenia w przypadku tych produktów.

Do zamienników przekonały mnie też kwestie zdrowotne. Usłyszałem od lekarza, że muszę ograniczyć spożycie czerwonego mięsa. A bardzo je lubię. Produkty, które sami sprzedajemy, okazały się być doskonałą alternatywą.

Jak dokładnie działa wasz biznes?

SM: Jesteśmy nie tylko dystrybutorami, ale też ewangelistami roślinnego “mięsa”. Naszą misją jest to, by pokazywać, że taka żywność może nie tylko dobrze smakować i wyglądać dokładnie tak jak tradycyjna, odzwierzęca forma, ale jest również dobra dla naszego zdrowia. I dla naszej planety.

Od czego rozpoczęliście działanie?

Od dotarcia do Beyond Meat i Linda McCartney’s. To marki znane na całym świecie, które udało się nam przekonać do współpracy swoją wizją rozwoju dystrybucji w Polsce. Ale potem musieliśmy jeszcze przekonać do tych produktów naszych przyszłych klientów.

AK: Ja wiedziałem, że one obronią się same smakiem i jakością. Ale musieliśmy stworzyć okazję do tego, żeby można było ich spróbować. Zaczęliśmy od restauracji i lokali gastronomicznych. Gdy mówiliśmy o roślinnych zamiennikach mięsa, ludzie nam jednak nie dowierzali. Więc zaczęliśmy zapraszać ich na blind testy.

Nie mieliśmy siedziby firmy ani budżetu na podnajmowanie lokalu, wszystko więc działo się u mnie w domu (śmiech). Brzmi trochę partyzancko, ale był to świetny ruch. Uczestnicy spotkań nie byli w stanie rozpoznać, w którym przypadku dostawali do jedzenia nasze produkty, a w którym ich tradycyjne odpowiedniki.

No i udało się, zdobyliśmy zainteresowanie branży. Pierwszym miejscem w Polsce, które zdecydowało się na wprowadzenie burgerów Beyond Meat była wegańska restauracja House of Seitan w Gdańsku.

A jak z logistyką, samymi dostawami? Też były na początku takie partyzanckie?

SM: Przez pierwsze kilka tygodni współpracy żywność dostarczaliśmy z Warszawy na wybrzeże BlaBlaCarem (śmiech). Oczywiście wszystko było odpowiednio zabezpieczone!

Ta fantazja wam się opłaciła. Teraz jesteście już właściwie wszędzie. W portfolio macie restauracje i duże sieci handlowe m.in. Bobby Burger, Krowarzywa, Maczfit, Organic Farma Zdrowia, Selgros, Żabka, Kaufland, Auchan, Carrefour czy E.Leclerc… I to wszystko również w 2020, w czasie pandemii. Nie odczuliście skutków lockdownu?

SM: Prawdę mówiąc, to w pandemii osiągnęliśmy sprzedaż trzykrotnie większą niż rok wcześniej.

Siłą rzeczy straciliśmy kilku mniejszych partnerów z lokali gastronomicznych. Jednak w ogólnym rozrachunku poprzedni rok był dla nas bardzo dobry. Sprzedaliśmy pół miliona roślinnych burgerów oraz wiele innych produktów, takich jak wegańskie zamienniki mięsa mielonego, drobiu, wieprzowiny oraz roślinne klopsiki czy kiełbaski.
A jakie macie plany na przyszłość?

SM: Co może ucieszyć naszych klientów to fakt, że niebawem uruchamiamy nasz sklep internetowy. Więc nasze “wege-mięso” będzie mógł sobie zamówić każdy prosto do domu.

AK: Szykujemy się też na wprowadzenie zupełnej nowości i spodziewamy się, że będzie hitem. Planujemy wprowadzenie do sprzedaży roślinnych alternatyw dla ryb firmy Good Catch.

Czujecie się monopolistami?


AK: Zdecydowanie nie. Na rynku pojawia się coraz więcej żywności roślinnej. My jesteśmy przekonani co do jakości naszych produktów, więc po prostu robimy swoje. Chociaż oczywiście jesteśmy świadomi konkurencji.

SM: Ale to bardzo dobrze. Im więcej produktów, tym większy wybór. I lepsza jakość i ceny dla klientów. A przecież o to nam chodzi, żeby tworzyć żywieniową rewolucję. A te produkty, które pojawiają się teraz na rynku, są bardzo dobre. Oczywiście nie tak dobre jak nasze (śmiech).

Dlaczego warto jeść wasze produkty? I co polecacie?

AK: Jeśli ktoś naprawdę lubi mięso i chce poznać nasze smaki, to na pewno się nie zawiedzie. Bez względu na to, czy będzie to alternatywa dla wołowych burgerów, wieprzowiny, czy kiełbasek, klopsików albo kaczki. Wszystko do złudzenia przypomina oryginały.

Nie bez znaczenia jest również to, że nasza żywność jest mrożona, co pozwala na zachowanie wysokiej zawartości substancji odżywczych - w tym witamin i składników mineralnych. Produkty są nie tylko pyszne i zdrowe, ale również zachowują długi termin przydatności.

SM: My nie celujemy wyłącznie w wegan czy wegetarian. Nam zależy na tym, aby dystrybuowana przez nas żywność była na tyle smaczna, żeby sięgali po nią - jako alternatywę - również mięsożercy. Dla ich własnego zdrowia. I odrobiny oddechu dla Ziemi.