Sprawdziłam, jak może wyglądać moje życie na emeryturze. Aż mną wzdrygnęło
- Eksperci oceniają, że dzisiejsi 30-latkowie na emeryturze otrzymają z ZUS jedną trzecią swoich dzisiejszych zarobków
- Jak będzie wyglądało życie na emeryturze o dwie trzecie mniejszej od kwoty, do której jesteśmy przyzwyczajeni?
- Sprawdzamy, czy dzisiejszy Kowalski miałby szansę utrzymać na emeryturze swój wcześniejszy standard życia
"Wszyscy wiedzą", że nie ma co liczyć na wypłaty z ZUS-u, tak samo jak "wszyscy wiedzą", że na jesień życia trzeba oszczędzać praktycznie od początku pracy zawodowej. Problem z powszechnymi prawdami jest jednak taki, że wiele osób po prostu je ignoruje, jak najdłużej tylko da radę – łudząc się, że jakoś to będzie. Czasem tylko ciężko westchną, czytając o głodowych emeryturach, ale dla własnego zdrowia psychicznego wolą nie zgłębiać tego tematu.
Wysokość przyszłej emerytury
Jeśli jednak przyjrzeć się tej kwestii bliżej, robi się naprawdę przerażająco. Według prognoz ekspertów, emerytury z ZUS-u dzisiejszych 30- i 40-latków będą stanowić zaledwie jedną trzecią tego, co dzisiaj zarabiają. Spróbujmy przeprowadzić mały eksperyment myślowy: jak by to wyglądało w dzisiejszych pieniądzach?
Podstawą naszych wyliczeń niech będzie przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach w sierpniu 2022 – czyli 6 778,63 zł brutto. W dane GUS wliczone są co prawda wypłacone w lipcu bonusy w górnictwie, leśnictwie i energetyce (co sprawia, że realne wynagrodzenie jest niższe), ale nie bądźmy małostkowi. Przy zatrudnieniu na umowę o pracę przeciętna sierpniowa pensja to 4943 zł na rękę.
Gdyby więc współczesny Krzysztof Kowalski obudził się jutro jako "emeryt przyszłości", miałby do swojej dyspozycji ok. 1631 zł miesięcznie. To wciąż lepiej niż aktualna emerytura minimalna, która wynosi oszałamiające 1217,98 zł netto – ale nasz Kowalski pochodzi z zupełnie innego pokolenia niż dzisiejsi seniorzy.
W tym pokoleniu przyjęte jest, że własne mieszkanie trzeba zdobyć w ramach wieloletniej współpracy z bankiem, na kredyt hipoteczny. I dziwnym trafem co rusz powraca temat tego, jak dostęp do mieszkań ułatwić – zaledwie kilka miesięcy dzieli nas od startu ostatniej spektakularnej klapy w tej materii, czyli "Mieszkania bez wkładu własnego". Część z nas, nawet tych nieźle zarabiających, po prostu nie zdoła załapać się na własne lokum.
Co więc dalej z tymi osobami? Rzucam okiem na moje opłaty za wynajmowane w Warszawie mieszkanie – to aktualnie ok. 1700 zł na osobę (przy podziale na dwóch dorosłych, zarabiających lokatorów). I tak mam lepiej niż Anna, bohaterka jednego z naszych tekstów: ona za wynajem kawalerki w stolicy płaci 2300 zł miesięcznie wraz z rachunkami za media.
Różnica ta daje jednak niewiele: w momencie przejścia na niespodziewaną "emeryturę" żadnej z nas nie będzie stać na życie w naszych dotychczasowych lokalach. W sumie to praktycznie cała Warszawa robi się poza naszym zasięgiem.
Większość mojego dorosłego życia spędziłam w Warszawie, ale trudno – czas pakować manatki i przenieść się gdzieś indziej. Patrzę, co może mi zaoferować na wynajem popularny serwis ogłoszeniowy w przedziale do 1300 zł. Ku mojemu zaskoczeniu, oferty się pojawiają. Żadna nie jest oczywiście z dużej metropolii, ale całkiem sporo jest byłych miast wojewódzkich, znajduje się kilka ofert z moich rodzinnych okolic, mam też niezłą lekcję geografii poznając nazwy miejscowości, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Jeśli chciałabym więc żyć za wypłaty ZUS-owskie – a z tego czy innego powodu nie zdołam stać się właścicielką nieruchomości – na starość czeka mnie przeprowadzka w dalekie, obce strony. Chyba że do tego czasu któryś z rządów rozwiąże kwestię lokali socjalnych – aż tak wielką optymistką jednak w tym tekście nie będę.
Oszczędzanie na emeryturę
Ale zaraz! Istnieje przecież jeszcze inna możliwość, od lat promowana przez kolejnych rządzących: oszczędzać na emeryturę. Tutaj mamy już na szczęście szereg możliwości: Pracownicze Programy Emerytalne (jeśli nasz pracodawca takowe prowadzi), działające od 2019 roku Pracownicze Plany Kapitałowe. Jeśli mam ochotę sama się tym zajmować, mogę otworzyć konto emerytalne IKE bądź IKZE.
Załóżmy, że jako roszczeniowy millenials, nie chciałabym na starość tracić standardu życia, do którego jestem przyzwyczajona. Ile w takim razie musiałabym zebrać pieniędzy? Tutaj wchodzimy na jeszcze wyższy poziom abstrakcji, bo wszak dzisiejsze 100 zł za kilka lat będzie warte znacznie mniej – a co dopiero mówić o horyzoncie kilkudziesięcioletnim. Dzisiaj jednak prowadzimy jedynie eksperyment myślowy, więc możemy sobie pozwolić na więcej.
Nie mam wielkich wymagań na jesień życia: po osiągnięciu wieku emerytalnego chciałabym jedynie, aby mój miesięczny dochód pozostał na takim samym poziomie jak dotychczas. Zakładając, że z ZUS otrzymuję 1631 zł na miesiąc, inwestycje emerytalne muszą dokładać do tego 3312 zł. Nie jest to rzecz niemożliwa do osiągnięcia, ale wiele zależy od mojej... płci.
Aktualnie kobiety osiągają wiek emerytalny w 60 roku życie, po czym średnio czeka je ok. 25 lat wieku postprodukcyjnego. Mężczyźni z kolei pracują dłużej – do 65 roku życia – ale w ich przypadku oczekiwana długość życia na emeryturze to ok. 16 lat.
Na dobrą sprawę powinnam być w stanie zapewnić sobie potrzebną miesięcznie kwotę, oszczędzając w mało ryzykownych wariantach IKE i IKZE równocześnie. Haczyk jest tutaj jeden: co roku powinnam zbliżać się do limitu wpłat (w 2022 wynosi on odpowiednio 17 766 zł i 7106,40 zł), czyli miesięcznie odkładać na jesień życia ok. 2000 zł. Przypomnijmy: na rękę mam 4943 zł – i jest to kwota, za którą muszę wyżyć.
To wszystko oczywiście gigantyczne uproszczenie. Nawet jeśli zignorujemy inflację na przestrzeni dziesięcioleci, szaleńcze trasy, którymi może poruszać się gospodarka i nieprzewidywalne polityczne nastroje – to w różnych momentach życia człowiek najzwyczajniej w świecie zarabia różnie.
Jeśli jest dobrym specjalistą w branży, która akurat w danym okresie złapie wiatr w skrzydła, nie będzie miał problemu ze zwielokrotnieniem swoich zarobków. W jednym okresie może dorabiać, w innym niekoniecznie. Ktoś, kto zarabia świetnie, może mieć na utrzymaniu piątkę dzieci i mieć mniej dostępnych pieniędzy do inwestowania niż singiel, który woli nie podejmować się nawet opieki nad kotem. Zmiennych jest od groma.
Wniosek z tego wszystkiego? Niestety, odkrywczy nie jest. Oszczędzać, oszczędzać, oszczędzać – może wtedy pojawi się szansa na w miarę godne życie na starość. Albo przekonamy się, że rację mieli eksperci przepowiadający nam pracę do 70-tki – a może i dalej.
Czytaj także: https://innpoland.pl/177574,inflacja-zjada-wasze-oszczednosci