To już 7 lat panowania Adama Glapińskiego. Na to "święto" przypominamy 7 jego najgorszych wypowiedzi

Konrad Bagiński
21 czerwca 2023, 14:38 • 1 minuta czytania
Choć trudno w to uwierzyć, Adam Glapiński jest z nami już 7 lat. Oczywiście mowa o jego stażu pracy w fotelu prezesa Narodowego Banku Polskiego. Przez większość czasu nie błyszczał, pełnię możliwości Glapińskiego poznaliśmy dopiero, gdy zaczęła nas gnębić inflacja. Z okazji 7. rocznicy powołania go na strażnika polskiego skarbca wybraliśmy dla was 7 najciekawszych wypowiedzi naszego drogiego prezesa.
Adam Glapiński już od 7 lat jest prezesem Narodowego Banku Polskiego. Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Funkcja prezesa banku centralnego w normalnych warunkach jest zajęciem dość stabilnym i nudnym. Przez pierwszą kadencję Adama Glapińskiego mogliśmy jedynie bulwersować się jego decyzjami personalnymi, premiami i pensjami w NBP. Ta rozpoczęła się wraz z objęciem urzędu prezesa Narodowego Banku Polskiego przez Glapę dokładnie 21 czerwca 2016 r. Od tamtego dnia mija dzisiaj równo 7 lat.


Ale potem wzrosła inflacja i okazało się, kogo zatrudniliśmy na najważniejszym finansowym stanowisku w Polsce. Oto subiektywny wybór największych bzdur opowiadanych przez prezesa NBP, Adama Glapińskiego.

1. Sześć, dziewięć, dwanaście

Raport, jak państwo zobaczą, zawiera główną taką prognozę: inflacja zejdzie gdzieś tam do poziomu sześć, dziewięć, powiedzmy, a wzrost będzie dwa, ponad dwa. Może półtora. Tam jest półtora, jest dziewięć. Zależy czy tarcza będzie, czy nie będzie tarczy. Jak nie będzie tarczy, to będzie 12 w przyszłym roku, jak będzie tarcza, będzie dziewięć, a na koniec roku będzie sześć.

To jedna z moich ulubionych wypowiedzi prezesa Glapińskiego. Dopuścił się jej w lipcu 2022 roku. I wbrew pozorom to ma sens! W ten sposób Adam Glapiński streścił prognozę NBP dotyczącą inflacji i gospodarki. Oczywiście nikt się już potem na niej nie skupiał.

A szkoda, bo raport analityków NBP był proroczy. Przewidzieli m.in., że szczyt inflacji (18,8 proc.) przypadnie na pierwszy kwartał 2023 roku. I tak było, dobiła w lutym do 18,4 proc.. Analitycy przewidzieli, że inflacja w całym 2022 roku wyniesie 14,2 proc. (wyniosła 14,4 proc.). Słowem: te elementy się sprawdziły, reszta prognozy nie bardzo.

Ale to, co z niej wyniósł prezes woła o pomstę do nieba. Żonglował zresztą liczbami jak premier Morawiecki, który w swoich kwiecistych wypowiedziach rzucał nieraz dziesiątkami miliardów złotych. Teraz skupił się niestety na Tusku i od dawna nie słyszałem, żeby rzucał cyferkami. A szkoda.

2. Inflacji nie ma, nie będzie, będzie przejściowa, szybko zniknie

Kolejne miejsce na mojej liście zajmuje cała seria wypowiedzi prezesa Glapińskiego dotycząca inflacji. Wypowiedzi krótkich, kategorycznych. Pokażę wam to z datami, dopiero wtedy można poczuć moc Glapińskiego.

3. KPO się nam należy, jak psu micha

Przecież proszę pamiętać, że te środki, których my się domagamy, to się nam należą jak psu… buda? Jak psu micha! Tak, bo psy nie powinny być w budzie, tylko w domu trzymane. Jak moje psy, które śpią na łóżkach albo w wygodnych miejscach, chociaż są dużymi wilczurami. Ale mam też małe kundelki.

W ten lapidarny, uroczo opisowy sposób prezes Glapiński mówił o tym jak bardzo należą nam się środki z KPO. Te, o które nawet nie wystąpiliśmy, bo nie spełniamy warunków, na które sami się zgodziliśmy. Ale podobno już wydajemy, co radośnie obwieścił minister Soboń. A premier Morawiecki do ich wydawania zatrudnił już 214 osób.

4. KPO to taki makijaż

KPO to taki makijaż jakby trochę, nie zmienia urody kobiety, a kobieta uważa, że się lepiej prezentuje... Może rating by się nam poprawił, kurs złotego...Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby...

To również o KPO. Polska nadal nie otrzymała pieniędzy z Krajowego Planu Obudowy (KPO). Wypłata 158,5 mld zł (106,9 mld zł w postaci dotacji i 51,6 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek) jest uwarunkowana wypełnieniem tzw. kamieni milowych.

Najwięcej mówi się o naprawieniu polskiego sądownictwa, ale wśród 37 wymagań Unii Europejskiej (UE) pojawiła się także wiele innych kwestii, których Polska nie chce spełnić.

5. Deszcz pada, trzeba wziąć parasol

"60 proc. cen energii wynika z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Uważamy tę politykę za błędną. Ale co zrobić, no? Nie można się kopać z koniem, deszcz pada, trzeba wziąć parasol".

To luty 2022 roku. Prezes Glapiński powinien znać się na cyferkach, ale udowodnił, że o prostych liczbach nie ma zielonego pojęcia. Powtórzona przez niego teza jest piramidalną bzdurą, wymyśloną na polecenie rządu przez państwowe spółki energetyczne. Powtarzając ją, Glapiński udowodnił, że jego zapewnienia o bezstronności i apolityczności prezesa NBP można włożyć między bajki.

Przypomnijmy: wspomniane prawie 59 proc. nie idzie do Unii. Ta suma w całości wpada do polskiego budżetu i go zasila. Mowa o dziesiątkach miliardów złotych. Poza tym sama liczba jest zafałszowana, bo owe 59 proc. rachunku możliwe jest tylko w przypadku, gdyby cała energia w Polsce produkowana była z węgla. A na szczęście nie jest.

6. On nie jest winny inflacji

Zasadnicze przyczyny wysokiej inflacji na świecie, nie tylko w Polsce, są dwa: pandemia, a dokładnie jej skutki oraz agresja rosyjska w Ukrainie. Cała reszta jest złożona. (...) To zresztą narracja Kremla, że ta inflacja jest dowodem słabości Zachodu.

Zdaniem prezesa "ta narracja służy niektórym do tego, żeby podważać legalnie istniejące rządy, siać zamęt, mobilizować ludzi, którzy są zdenerwowani tym, że ceny szybko rosną".

Cóż, przypomnijmy: obecna inflacja zaczęła w Polsce rosnąć na długo przed inwazją sołdatów Putina na Ukrainę. A wtedy prezes Glapiński twierdził, że nic się nie dzieje, że to chwilowe. Potem inflacja niczym dziki rumak kompletnie zerwała się z uwięzi, z początkiem wojny popędziła w step. Dopiero od tej pory możemy mówić o wpływie Putina na polską inflację.

7. I nie chce euro

Co do euro, pojawiają się egzotyczne wypowiedzi, że euro by nam pomogło. W krajach bałtyckich posiadających euro inflacja jest wyższa niż w Polsce. Euro lubią ci, którzy nie lubią Polski, którzy chcą, byśmy utracili niepodległość, żeby Polska była prowincją czy landem w tzw. kraju europejskim. Często są to byli marksiści-leniniści.

Glapiński ciągle opowiada o tym, jak to wspólna europejska waluta nie chroni przed inflacją. Okazuje się, że w tym przypadku również nie widzi dobrze cyferek. Wie, że są w strefie euro kraje z inflacją wysoką. Owszem, są. Ale średnia dla strefy inflacja w marcu 2023 r. wyniosła 6,9 proc. W lutym było to 8,5 proc. U nas jest dwa razy więcej! Ale Glapiński opowiada, że w strefie euro wcale nie jest lepiej.

Nasza gospodarka bardzo różni się od gospodarek państw bałtyckich, które faktycznie są ostro ciśnięte przez inflację. Poza tym – powtarzając za Ryśkiem Petru – pytanie o wejście do strefy euro to pytanie, czy wolelibyśmy, żeby naszych pieniędzy pilnował Glapiński, czy Christine Lagarde.

Podsumowując: naprawdę trudno było mi wybrać najgorsze bzdury opowiadane przez prezesa Glapińskiego. Ustaliliśmy w redakcji, że będzie ich siedem, tyle ile lat Glapiński siedzi w fotelu w NBP. I paradoksalnie najbardziej nie bolą mnie jego opowieści o psach, żonie, zakupach i tym podobnych rzeczach. W ten sposób Glapiński udowadnia jedynie, że jest człowiekiem niepoważnym, nie zdającym sobie sprawy z powagi swojego stanowiska.

Najbardziej irytują mnie jego kłamstewka, półprawdy i ściemy. Zawsze powtarzam, że nie jestem ekonomistą, tylko dziennikarzem. Ale skoro ja wyłapuję bzdury prezesa Glapińskiego, pomyślcie sobie co o nim muszą myśleć poważni ekonomiści, eksperci, analitycy. To nie jest śmieszne, że pół świata robi sobie jaja z prezesa banku centralnego Polski. To dramat.