Co zrobi RPP? "Walenie młotkiem stóp procentowych nie działa". Ekonomista apeluje o jedno
- Ekonomiści prognozują, że RPP podniesie stopy procentowe o 25 pb.
- Jan J. Zygmuntowski wskazuje, że cykl podwyżek, który trwa już rok, dowodzi, że ta strategia nie działa w kontekście walki z inflacją
- Jego zdaniem RPP powinna namawiać inne banki centralne, aby zejść ze ścieżki wzrostów
- Dla potencjalnych inwestorów dużo większe znaczenie, niż podwyżki stóp, ma mobilizacja w Rosji
Co zrobi RPP? Ekonomiści zwiastują kolejną podwyżkę stóp. "To nie zadziała"
W środę Rada Polityki Pieniężnej (RPP) zdecyduje, co dalej ze stopami procentowymi. Na tę informację czekają nie tylko kredytobiorcy, którym raty już i tak wzrosły (czasami nawet dwukrotnie), lecz także rynek walutowy.
Ekonomiści Banku Santander uważają, że RPP podniesie stopy procentowe o co najmniej 25 pb. Z kolei analitycy Banku Pekao twierdzą, że stopy procentowe zostaną podniesione, ale dopiero na listopadowym posiedzeniu.
Podobnego zdania jest Jan J. Zygmuntowski, współprzewodniczący Stowarzyszenia Polska Sieć Ekonomii (PLSE). – Spodziewam się, że RPP będzie kontynuować swój dotychczasowy kierunek, czyli zapewne będzie kolejna podwyżka. 6 października 2021 r. zaczął się cykl, więc po czterech pełnych kwartałach możemy wszyscy przyznać, że to nie działa i nie zadziała – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl, dodając, że przed tym scenariuszem PLSE przestrzegała już na początku serii podwyżek.
– Cała ortodoksja ekonomiczna, od Balcerowicza po Glapińskiego, mówiła, że to zadziała. Słyszymy też głosy, że podwyżki powinny być szybsze i jeszcze mocniejsze. Sądzę, że to nie jest decyzja ekonomiczna, tylko stricte polityczna z zakresu wdzięczenia się przed inwestorami i rynkami finansowymi. Skoro tak, to raczej będzie podwyżka – ocenia ekspert.
Niektórzy ekonomiści wskazują, że RPP może podnieść stopy o więcej niż 25 pb. Jednak zdaniem Zygmuntowskiego raczej nie ma przestrzeni do szybszego tempa podnoszenia stóp procentowych. – Jeśli teraz podniesiemy stopy np. o 50 pb., to będzie to sygnał, że cykl zostanie otwarty na nowo. Nie jestem przekonany, czy to jest deklaracja, którą RPP chciałaby złożyć. Nie można na zmianę podnosić stopy raz o 50 pb., a raz o 25 pb., bo się całkiem traci wiarygodność, która jest najważniejszym orężem banku centralnego – tłumaczy.
Ekonomista wskazuje, że błędy zostały popełnione już dawno temu. – RPP zamiast zajmować się wyłącznie stopami, powinna naciskać przede wszystkim na kanał polityki fiskalnej i realne ograniczenia podaży. Na początku należało powiedzieć, że narzędzia monetarne nie są w stanie wyprodukować nam węgla i zmienić zasad panujących na rynku energii. To jest to, czym trzeba się naprawdę zająć – ocenia.
To ich najbardziej dotknie kolejna podwyżka
Niektóre sektory odczuwają skutki podwyżek dużo bardziej niż pozostałe. Na cenzurowanym jest głównie budownictwo, z którego już dobiegają głosy o hamowaniu.
– Od lat mieliśmy w Polsce patologiczną sytuację, w której banki przerzucały ryzyko kredytowe na kredytobiorców przez mechanizm zmiennego oprocentowania hipotek. Tu mamy już dramatyczne wyhamowanie – wylicza ekspert. Podwyżki odczują też te podmioty, które posiłkują się kredytami obrotowymi i gdzie są zatory w płatnościach. To głównie małe i średnie firmy, dla których kredyt obrotowy oznacza złapanie płynnościowego "oddechu".
– Inflacja jest realnym problemem podażowym, którym trzeba się zająć. Pojawiają się pierwsze przebłyski tego podejścia w debacie publicznej, ale sądzę, że to jest zdecydowanie za późno. Trzeba przyznać, że kierunek ostatniego roku był błędny i zacząć działać na serio – apeluje ekonomista.
Zacieśnianie polityki fiskalnej? Tak, ale "z chirurgiczną precyzją"
Wielu ekspertów wskazuje, że zacieśnianie polityki monetarnej nie ma sensu w sytuacji, gdy rząd co i rusz dosypuje pieniądze np. poprzez kolejne dodatki. Zdaniem Zygmuntowskiego lepszą drogą byłoby zacieśnianie polityki fiskalnej, ale w sposób rozważny. – Jeśli polityka zacieśniania polegałaby na cięciu płac, kiedy drugi rok z rzędu mamy zamrożone płace w budżetówce, to nie zatrzyma inflacji, tylko skończy się masową biedą – przekonuje.
Wśród rozwiązań, które należałoby obecnie wdrożyć, wymienia m.in. podatek od pustostanów, podatek katastralny, podatki luksusowe, podatki od nadzwyczajnych zysków czy ograniczenie wzrostu rent ekonomicznych. – Oczywiście wszystko trzeba projektować z głową i chirurgiczną precyzją. Należałoby to tego zaangażować UOKiK czy URE. Tylko takie zacieśnianie ma sens – ocenia.
Tak banki centralne mogą "zrujnować gospodarki"
W kontekście nadchodzącej decyzji RPP warto pamiętać, że również inne banki centralne podnoszą stopy procentowe. Ostatnio zdecydowały się na to m.in. Europejski Bank Centralny czy amerykański FED. – RPP chciałaby teraz wykazywać się swoją skwapliwością i pokazać, jak dzielnie walczy z kryzysem. Jednak prawda jest taka, że jej decyzje są podążaniem za tym, co robi FED – przekonuje Zygmuntowski.
Jego zdaniem RPP powinna zacząć dyskutować z kolegami z banków centralnych z innych państw. – Trzeba zacząć im uświadamiać, że jeżeli nie zejdą z obecnej ścieżki, to zrujnują inne gospodarki, bo niezależnie od tego, jakie są stopy procentowe, to kapitał ucieka do dolara, który jest bezpieczny. Na waleniu młotkiem w stopy procentowe na całym świecie zyskuje tylko dolar. RPP powinna znaleźć inne narzędzia – wskazuje.
Sztuczne wepchnięcie gospodarki w recesję wcale nie obniży cen
W ostatnich tygodniach nad Europą, w tym nad Polską, zawisło widmo recesji. Wśród argumentów przemawiających za kolejnymi podwyżkami stóp procentowych pojawia się stwierdzenie, że w ten sposób uda się schłodzić gospodarkę i spadnie popyt np. na kredyty.
– Wydaje nam się, że recesja to jedyny sposób na zatrzymanie inflacji. Ale możemy mieć też stagflację, czyli stagnację i inflację. Nie jest jasne, że jak gospodarka wyhamuje, to automatycznie spadną ceny – ocenia Zygmuntowski.
Jako przykład podaje ceny energii, które rosną nie dlatego, że wzrosło zużycie, tylko dlatego, że rynek energii został źle zaprojektowany. – Energetyka to nie jest rynek, tylko usługa publiczna. Tylko że prowadzimy wojnę energetyczną z Rosją i nagle się okazało, że gaz i węgiel są ekstremalnie drogie, więc i energia jest droga – zaznacza.
Jednak tego problemu nie rozwiążą stopy procentowe.
– Nawet jeśli będziemy mieli recesję i firmy będą ogłaszały bankructwa, to ceny surowców ani jego dostępność się nie zmienią. Musiałaby się wydarzyć recesja w takiej skali, że padają całe zakłady przemysłowe, które przestaną zgłaszać zapotrzebowanie na energię. Dopiero przy takim założeniu ceny spadną, ale mówimy tutaj o wygaszaniu gospodarki europejskiej. To czarny scenariusz, w którym neoliberalna ortodoksja powie "podwyższyliśmy stopy, mamy recesję, inflacja spadła, udało się". Tylko ostrzegam – będzie chłodno, ciemno i będzie cała masa dramatów ludzkich – podkreśla ekonomista.
To nie stopy, tylko rosyjska mobilizacja ma większe znaczenie dla inwestorów
Analitycy rynku walutowego wskazują, że za kolejną podwyżką stóp procentowych przemawia słaba kondycja złotego. W ubiegłym tygodniu za dolara płaciliśmy najwięcej w historii (powyżej 5 zł). Problem polega na tym, że złoty jest słaby od około roku.
– W tym samym czasie rosną rezerwy walutowe NBP. Od końca 2019 r. do końca 2021 r. wzrosły o 30 mld euro. Po co to jest gromadzone? Zdaniem niektórych, gdy mamy nadwyżkę, a w skarbcu jest złoto, to jesteśmy bogatsi. Ale nikt się jeszcze nie najadł papierowymi euro – tłumaczy.
Zdaniem Zygmuntowskiego należało wzmacniać złotego np. poprzez rezerwy, ale przegapiliśmy ten moment. Podnoszenie stóp ma co do zasady zachęcać potencjalnych inwestorów. Jednak ekonomista uważa, że jest jeden czynnik tuż za naszą wschodnią granicą, który dla międzynarodowych inwestorów jest dużo ważniejszy niż to, czy RPP podniesie stopy procentowe o 25 pb. czy o 50 pb. To wezwanie Władimira Putina do częściowej mobilizacji.
– Inwestorzy patrzą na stabilność naszej gospodarki i czy system np. bankowy nie zacznie się załamywać. To byłby sygnał, że normalne funkcjonowanie państwa zostaje przerwane. Dla inwestora to dużo mocniejszy znak, że czas się pakować, niż to, że RPP podnosi stopy - tłumaczy ekspert. Jako przykład podaje Czechy, które rozpoczęły cykl podwyżek szybciej i działy bardziej agresywnie.
- Skutek jest żaden. Jesteśmy w gronie energochłonnych państw Europy Środkowo-Wschodniej i ta pozycja jest ważniejsza dla kapitału międzynarodowego niż to, czy różnymi wdziękami będziemy zachęcać potencjalnego inwestora – ocenia.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na fakt, że granica między strefami względnie wysokiej i względnie niskiej inflacji leży prawie dokładnie w tym samym miejscu, co w czasach zimnej wojny wisiała żelazna kurtyna. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, w niektórych państwach Zachodu inflacja bije rekordy, ale są to poziomy znacznie niższe np. w Estonii, gdzie wzrost cen wynosi 24,2 proc. rdr.
Zdaniem naszego rozmówcy na te niekorzystne wyliczenia wpływ mają dwa czynniki. Po pierwsze, położenie blisko Rosji, z którym nie możemy nic zrobić i stopy procentowe w ogóle w tym nie pomagają. Po drugie, energochłonność.
– W krajach dawnego bloku wschodniego przemysł lekki nie był aż tak rozwinięty, a przemysł ciężki - bardzo. Dodatkowo efektywność energetyczna nie była i nie jest modna. W rezultacie w naszym koszyku energia ma dużo większe znaczenie, bo choć inflacja bazowa nie uwzględnia kosztów energii, to one są i tak obecne w niemal każdym produkcie – tłumaczy.
Stopy procentowe trzeba przemodelować, aby inflacja spadła
Zdaniem Zygmuntowskiego dyskusję na temat tego, jaki poziom stóp procentowych byłby dla nas zabójczy, należy zamienić na rozmowę o tym, dlaczego uważamy, że jeden poziom stopy procentowej rozwiązuje wszystkie problemy. Wymagałoby to banku centralnego uwzględnienia np. kwestii klimatycznych. I co ważniejsze, przemodelowania narzędzi polityki monetarnej.
– Nieprzewidywane warunki pogodowe, w Polsce np. susze, będą wpływać na brak dostępności konkretnych dóbr i ich ceny. A stabilność cen to zadanie NBP – więc i klimat ma dla NBP znaczenie. Zatem możemy mieć główną stopę procentową, ale też warunki preferencyjne, czyli swego rodzaju "drugą stopę procentową" tylko dla inwestycji zielonych. To jest rozważane w wielu krajach np. w Wielkiej Brytanii – wskazuje.
Jak dodaje, "ekonomia jest spółką–córką środowiska i klimatu, a nie w drugą stronę". – To środowisko i klimat wyznaczają nam granice poruszania się w tym systemie. Gdyby narzędzia polityki monetarnej były bardziej czułe na rodzaj wprowadzanych inwestycji, moglibyśmy stworzyć system dwóch prędkości, który zachęcałby inwestorów, aby inwestować w rzeczy, które jutro obniżą rachunki za prąd, a pojutrze realnie obniżą inflację – konlkuduje.
Jednak na ten moment nic nie wskazuje na to, aby RPP przymierzała się do takich rozwiązań. Nasz rozmówca, dopytywany o to, czy w kolejnych miesiącach stopy procentowe będą dalej podnoszone, wskazuje: "mam nadzieję, że RPP pójdzie po rozum do głowy". Jednak na razie kredytobiorcy muszą mocniej zaciskać pasa, aby przetrwać ten szaleńczy rajd RPP, w którym chce obniżyć najwyższą od ćwierć wieku inflację.
Czytaj także: https://innpoland.pl/185095,ekonomisci-rpp-podwyzszy-stopy-procentowe