Siedem lat 500 plus w Polsce – jakie są efekty? Mniej dzieci, kobiety nie chcą pracować...

Maria Glinka
01 kwietnia 2023, 07:08 • 1 minuta czytania
"Pociąg społeczny" odjechał, ale rząd PiS do niego nie wsiadł. Po siedmiu latach od wprowadzenia 500 plus spadła aktywność zawodowa kobiet, a w Polsce rodzi najmniej dzieci od końca II wojny światowej. Mimo tego flagowy program jest nie do ruszenia. Dr Izabela Grabowska z SGH przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl, że każdego, kto będzie chciał tknąć 500 plus, czeka "polityczna śmierć".
Ekonomiści i demografowie oceniają 500 plus po siedmiu latach. Grafika: Sylwester Kluszyński, Natemat
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Po siedmiu latach 500 plus demografia Polski ryje o dno

– W 2016 r., gdy wprowadzano 500 plus, to był szok i ważne wydarzenie w ramach polityki społecznej. Ale skala tego programu nie skłoniła Polaków do posiadania dzieci – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl dr Anotni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego.


Dane są bowiem bezlitosne. Główny Urząd Statystyczny (GUS) informuje, że w 2022 r. urodziło się w Polsce 305 tys. dzieci. Najmniej od zakończenia II wojny światowej.

Wnioski? Głównego celu programu "Rodzina 500 plus", czyli poprawienia dzietności, nie udało się zrealizować. Dlaczego? O to pytamy ekonomistów i demografów z okazji 7. rocznicy wprowadzenia najpopularniejszego świadczenia rodzinnego w Polsce.

Dlaczego 500 plus nie zachęca do posiadania dzieci?

– 500 plus nie poprawiło wskaźnika dzietności, gdyż odpowiada na potrzeby tylko pewnej grupy osób (tych w trudniejszej sytuacji ekonomicznej) i tylko częściowo (poprawia nieco ich sytuację ekonomiczną, ale nie pozwala w pełni na utrzymanie rodziny) – wskazuje w rozmowie z INNPoland.pl prof. Anna Matysiak z Katedry Ekonomii Ludności i Demografii LabFam na Wydziale Nauk Ekonomicznych na Uniwersytecie Warszawskim.

– Politycy wyszli z założenia, że transfery społeczne załatwią wszystko, nie przyglądając się, jakie czynniki wpływają na decyzję o dziecku. Mam wrażenie, że stali na peronie, a ten pociąg społeczny już pojechał – przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl dr Izabela Grabowska z Zakładu Demografii w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie.

Problem w tym, że kiedy pociąg był gotowy do startu, polskie społeczeństwo już wyglądało inaczej, niż myśleli rządzący. – Przyjęcie przez rząd, że wystarczy dosypać pieniędzy do systemu, żeby ludzie chcieli posiadać więcej dzieci, okazało się pustym sloganem niepopartym rzeczywistością – ocenia dr Kolek.

Jego zdaniem 500 plus miało charakter prodemograficzny, ale tylko na początku, gdy przysługiwało na drugie lub kolejne dziecko. W 2019 r. rząd zaczął rozdawać 500 plus na każde, także pierwsze dziecko, więc zachęta do powiększania rodziny zniknęła.

"Rolnik szuka żony" to kulturowa Polska w pigułce

500 plus nie poprawiło dzietności, bo ogromny wpływ na demografię ma właśnie kultura.

– W Polsce nie rodzi się więcej dzieci po 2016 r., bo zmieniły się nasze przystosowania kulturowe. Model rodziny nuklearnej 2+1 trochę się nie sprawdza i odchodzi do przeszłości. Ten model był właściwy dla społeczeństwa przemysłowego, gdy ojciec pracował, a matka zajmowała się domem. Dzisiaj nie jest właściwy - rzadko szybko zawieramy związki małżeńskie, a dzieci coraz częściej rodzą się w rodzinach niepełnych – tłumaczy prezes Instytutu Emerytalnego.

Z kolei dr Grabowska podkreśla, że "młode pokolenie jest dość dobrze wykształcone, więc zmienia się też funkcja dzieci w rodzinach – stawia się bardziej na ich rozwój i dużo się w nie inwestuje".

Z badań wynika, że młodzi ludzie chcą mieć dzieci, ale czasy radykalnie się zmieniły. Kobiety coraz rzadziej szukają męża lub partnera na stałe. Dr Kolek zwraca uwagę, że to wynika z rewolucji, która polega na tym, że kobiety są dziś dużo lepiej wykształcone niż mężczyźni.

– Program "Rolnik szuka żony" nie powstał przypadkiem – to jest odzwierciedlenie tego, jak wygląda w dużej części nasze społeczeństwo. Mężczyźni zostali w mniejszych miejscowościach, zajmują się rolnictwem i pracami prostymi, a kobiety chcą się rozwijać, wyjeżdżają do miast i budują kariery. Przez to nie możemy mieć takiej dzietności, jak w poprzednich pokoleniach, kiedy kobieta była niejako "przeznaczona" do bycia matką. Dzisiaj kulturowo świat europejski już tak nie wygląda – przekonuje ekspert.

Jednak nie jest to nic nadzwyczajnego, bo w innych państwach też były takie problemy. – Problem niskiej dzietności występuje w całej Unii Europejskiej i nie wynika z problemów finansowych gospodarstw domowych, lecz jest konsekwencją zmiany kulturowej, jaka dokonała się w krajach rozwiniętych w ostatnich dekadach – przekazuje nam Marcin Zieliński, członek zarządu i główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

Te zmiany kulturowe mają też odzwierciedlenie w danych GUS. Obecnie kobieta rodzi pierwsze dziecko w wieku 29 lat. Z kolei przeciętny wiek kobiety, która rodzi dziecko w ogóle to 31 lat. Tymczasem naukowcy zajmujący się medycyną uznają ciąże po 30. roku życia za ciąże obarczone zagrożeniami z racji wieku. Zatem dla wielu kobiet może to być sygnał, że będzie to ich jedyna ciąża.

Nie będzie więcej dzieci, jak nie będzie dostępu do usług społecznych

500 plus zawiodło, bo politycy przymknęli oko na kilka kwestii kluczowych dla przyszłych rodziców. – Skupiając się na kwestiach ekonomicznych, zupełnie pominięto kwestie kulturowe związane ze zmianą modelu funkcjonowania rodziny, rosnącymi aspiracjami kobiet czy podziałem obowiązków rodzinnych. Podejmowanie decyzji o dziecku zależy też od dostępu do usług społecznych (np. do żłobków, dobrej jakości przedszkoli) czy rozwiązań, które mają wyrównywać szanse i wspierać rozwój dzieci na wczesnym etapie – wskazuje dr Grabowska.

Również w ocenie prof. Matysiak programy takie jak 500 plus "mogą być skuteczne, ale tylko jeśli idą w parze z innymi, w tym przede wszystkim z rozwojem usług". Jak podkreśla, 500 plus stanowi uzupełnienie budżetu, ale "rodzice muszą pracować, aby utrzymać rodzinę". – 500 plus nie pokrywa w pełni kosztów posiadania dzieci i żadne świadczenia tego nie uczynią. Zatem 500 plus powinno iść w parze z rozwojem sieci żłobków i przedszkoli oraz świetlic, które umożliwią rodzicom pracę. Tego niestety nasz rząd nie zrobił – przyznaje.

Profesor zwraca uwagę, że dodatkowo potrzebny jest rozwój usług w innych obszarach takich jak służba zdrowia, komunikacja czy transport. – Do pracy i do przedszkola trzeba dojechać. Rodzina potrzebuje także dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu i do specjalistów. Ciągłe zabieganie, stanie w korkach i trudności z dostępem do służby zdrowia, dziwne godziny otwarcia szkół (niezgodne z godzinami pracy rodziców) zwyczajnie posiadaniu dzieci nie służą – tłumaczy.

Kolejki do lekarzy i upolityczniona szkoła. To nie zachęca potencjalnych rodziców

Świat się zmienił tak bardzo, że dla wielu osób wcale nie jest najważniejsze, żeby posiadać jakieś świadczenie od państwa. – Dużo częściej mówi się o dostępie do opieki instytucjonalnej czy pomocy domowej (nianie, babcie). Przewija się też wątek elastycznej pracy, aby łączyć życie zawodowe z prywatnym – wylicza dr Kolek.

W związku z tym coraz więcej młodych Polek i Polaków zadaje sobie pytania: dlaczego mam posiadać dzieci w Polsce? A czemu by nie wyjechać do Wielkiej Brytanii, jak Polacy w 2004 r.?

Wystarczy spojrzeć na dostęp do służby zdrowia, edukacji, nowych technologii, rynku pracy, aby dojść do przykrych wniosków. – W Polsce jest trudno o mieszkanie czy lekarza – a na dodatek nie wiadomo, co lekarz doradzi, gdy będzie podbramkowa sytuacja dotycząca stanu zdrowia. Wiele młodych osób zastanawia się, dlaczego ich dzieci mają uczyć się w dość przeciętnej, mocno upolitycznionej szkole – przyznaje dr Kolek.

W rezultacie wszystkie te argumenty kulturowe mogą skłonić młodych do emigracji. Fakt, że Polska nie ma żadnej oferty zachęcającej do zakładania rodziny, to ogromny problem.

Dużo minusów i jeden plus. Oto efekty 500 plus

Jakie jeszcze skutki wywołało 500 plus? – Badania pokazują, że 500 plus istotnie wpłynęło na dezaktywizację kobiet gorzej wykształconych. Dla kobiet z kilkorgiem dzieci pójście do pracy jest po prostu nieopłacalne, bo musiałyby im zapewnić opiekę. Z ich punktu widzenia to racjonalna decyzja i nie należy jej piętnować. Jest to zachowanie czysto ekonomiczne, które wywołało właśnie 500 plus – przekonuje dr Grabowska.

Jej zdaniem 500 plus po prostu "premiuje nieaktywność". – Przez to świadczenie nieaktywność stała się racjonalna zwłaszcza dla osób, które mają mniejsze szanse na znalezienie dobrze płatnej pracy – argumentuje.

Kolejna kwestia to czas - program został wprowadzony w dość dobrym momencie i mógł uzyskać dużo lepszy wynik. 500 plus zadebiutowało w 2016 r., czyli w okresie prokreacyjnym roczników z końcówki lat 70. i początku lat 80. XX wieku. Były to roczniki, w których rodziło się bardzo dużo dzieci. W 1983 r. na świat przyszło prawie 700 tys. dzieci. Najnowsze dane wskazują, że te bardzo liczne roczniki nie odtworzyły swojej liczebności.

– Mieliśmy chwilowy wzrost w liczbie dzieci, które się rodziły – w 2016 i 2017 r., ale to nie był efekt 500 plus. To wynikało właśnie z tego, że liczniejsze roczniki były w wieku reprodukcyjnym – przekonuje dr Kolek.

Szansa została zaprzepaszczona, bo kolejne roczniki z końca lat 90. i początku 2000, które zaraz wkroczą w ten okres, są znacznie mniej liczne. – Dzisiejsi 19–latkowie, czyli rocznik 2004, to zaledwie 360 tys. dzieci. Wiadomo, że z takiego rocznika nie urodzi się 400 tys. dzieci i nie będzie prostej zastępowalności – przyznaje prezes Instytutu Emerytalnego.

Na tle wielu minusów 500 plus wyróżnia się tylko jeden plus - świadczenie faktycznie usprawniło walkę z ubóstwem wśród dzieci.

– Badania pokazują, że 500 plus zmniejszyło skalę ubóstwa wśród dzieci, więc ocena świadczenia nie może być jednoznacznie negatywna – przekonuje dr Grabowska.

– Skrajne ubóstwo w gospodarstwach domowych z dziećmi faktycznie spadło, ale spadło też w gospodarstwach domowych bez dzieci. Wpływ na poprawę sytuacji miał na pewno też wzrost gospodarczy, wynikający z dobrej koniunktury w UE po 2015 r. Aby zniwelować skrajne ubóstwo dzieci, nie trzeba jednak programu kosztującego 40 mld zł rocznie – ocenia z kolei główny ekonomista FOR.

Jak zmienić 500 plus? PiS o waloryzacji, demografka o "bonusie"

Politycy przed tegorocznymi wyborami już kuszą Polaków kolejnymi transferami pieniężnymi. Nic dziwnego, skoro to właśnie 500 plus w dużej mierze przesądziło o zwycięstwie Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych w 2019 r.

Teraz w kuluarach PiS mówi się, że 500 plus może zostać zamienione w 700 plus. Zieliński wyliczył dla nas, że taka waloryzacja "oznaczałby wzrost wydatków publicznych o 16 mld zł". Z najnowszych danych ZUS wynika, że program pochłania rocznie 42,5 mld zł, po waloryzacji byłoby to prawie 60 mld zł.

Zupełnie inny pomysł na zmodyfikowanie 500 plus ma dr Grabowska. – Może warto rozważyć bonusy za aktywność dla osób, które pomimo świadczeń poszły do pracy. Można im zaoferować np. nieodpłatny dostęp do usług społecznych czy dodatkowe uprawnienia. Takie bonusy raczej nie powinny być w formie gotówki, bo to nie rozwiąże żadnego problemu – zaznacza.

Dla każdego czy dla najuboższych? Eksperci podzieleni

W dalszym ciągu wiele wątpliwości budzi także uniwersalność 500 plus. Przeciwnicy burzą się, że bogatsi nie powinni brać 500 plus, bo ta kwota i tak nie zmieni ich sytuacji. Zwolennicy wskazują, że państwo powinno traktować rodziny tak samo, bez względu na ich sytuację finansową, bo dlaczego ktoś, kto lepiej zarabia, ma być systemowo karany? Ten rozdźwięk widać również wśród ekspertów.

– Moim zdaniem program 500 plus nie wymaga żadnych zmian. Nie uważam także, że powinien być skierowany tylko do najuboższych, gdyż takie właśnie programy, w których świadczenia zależą od dochodów, prowadzą do dezaktywizacji ludności (gdy przekroczenie progu dochodowego oznacza utratę prawa do świadczeń) – argumentuje prof. Matysiak.

– Jeśli państwo ma tworzyć siatkę bezpieczeństwa socjalnego, to powinno kierować swoje wsparcie do tych osób, które faktycznie znalazły się w trudnej sytuacji materialnej, a nie do każdego, kto np. ma dzieci. Tak więc w pierwszej kolejności należałoby ograniczyć powszechność programu 500 plus, wprowadzając przy tym zachęty do podejmowania pracy przez otrzymujących świadczenie (czyli np. zasadę "złotówka za złotówkę" zamiast sztywnego progu dochodowego) – wskazuje Zieliński.

Zdaniem głównego ekonomisty FOR zmniejszenie kręgu beneficjentów jest niezbędnym ruchem, aby jakakolwiek waloryzacja miała sens. – Odpowiednio ograniczony program mógłby być waloryzowany, aby siła nabywcza świadczenia nie malała w wyniku inflacji. Jednak przy zachowaniu jego obecnego kształtu waloryzacja oznaczałaby powtórzenie błędów sprzed kilku lat – przekonuje.

Nie tylko pieniądze. To musi iść w parze z 500 plus

Poza dyskusją na temat samych pieniędzy, należy też przyłożyć większą wagę do rozwiązań instytucjonalnych. Choć dr Grabowska wskazuje, że "dobrym krokiem są dopłaty do żłobków, to problem polega na tym, że takich miejsc nadal jest za mało, więc dopłaty nie spełniają swojej funkcji".

Poza tym nie każdy pracuje od 8:00 do 16:00, więc trzeba poprawić dostęp do opieki w godzinach niestandardowych. – Z badań, które przeprowadzałam w Łodzi, wynika, że niektóre kobiety nie podejmowały pracy np. w sklepach czy jako sprzątaczki właśnie dlatego, że nie miały z kim zostawić dzieci – argumentuje specjalistka z SGH.

Dodatkowo wraz z wiekiem pojawiają się kwestie płodności. – Tu jest duża potrzeba wsparcia takich metod jak np. in vitro. Należałoby propagować idee zdrowia prokreacyjnego i zapewnić ludziom wybór. To są procesy, które trudno odwrócić, a już na pewno nie da się tego zrobić samymi transferami finansowymi – przekonuje.

500 plus zostanie z nami na zawsze

Choć po siedmiu latach program ma tak wiele wad, to jego przyszłość jest niezagrożona. 500 plus tak mocno zakorzeniło się w świadomości społeczeństwa, że trudno wyobrazić sobie, żeby którakolwiek z partii zdecydowała się na jego usunięcie.

– Moim zdaniem 500 plus jest nie do ruszenia. To będzie polityczna śmierć dla kogokolwiek, kto będzie próbował je znieść – kwituje dr Grabowska.

Czytaj także: https://innpoland.pl/187654,ekspert-pytanie-kiedy-zabraknie-rak-do-pracy